To był prawdziwy maraton - kolejne trzy grupy dziewczyn uczyły się pikować. I jak na warsztatach bywa trochę opowiadam i pokazuję...
...robię miny...
... dziewczyny pikują...
... a nad sprzętem czuwa Gienio - mąż Ani Sławińskiej. Cierpliwy, ciepły, uśmiechnięty i zawsze gotowy, żeby pomóc.
Bez niego byłoby ciężko, gdy maszyny czasem płatają psikusy - są przecież ciut inne, niż te, na których szyjemy w domu. A Gienio każdą maszynę potrafi obłaskawić. Dziękuję Ci, Gieniu!
Ogromną satysfakcję sprawia mi to, że w warsztatach biorą udział zarówno dziewczyny bardzo początkujące (czasem bez żadnego doświadczenia w szyciu), jak i doświadczone mistrzynie patchworku. Udział artystek, których prace podziwiam "wirtualnie" - a dzięki warsztatom mam okazję je osobiście poznać - traktuję jako szczególne wyróżnienie.
Warsztaty mają jeszcze jeden efekt uboczny - po spotkaniach z Anią Sławińską wyjeżdżam do domu z głową pełną pomysłów i inspiracji. Żeby tylko znaleźć czas na ich realizację!
Tymczasem zabieram się za szycie świątecznych prezentów. Czas goni...
Do zobaczenia na kolejnych warsztatach - już w 2016 roku!